Kiedy mówię znajomym, że jadę z moim niespełna 3 letnim maluchem na narty – najczęściej łapią się za głowę mówiąc:
- ale po co?
- ale, jak to? a on/ona jeździ?
- a nie bolą go/ją nóżki?
- a nie jest to za wcześnie?
- a taki maluch nie ma za słabych kości?
- e, tam, bez sensu z takim malcem…
Spieszę więc odpowiedzieć na te pytania i wątpliwości:
Otóż jazda z takim maluchem wygląda nieco inaczej, niż jazda w grupie, w której każdy jest zapalonym narciarzem, a przynajmniej takim, który potrafi jeździć samodzielnie, bez niczyjej pomocy, bawiąc się przy tym znakomicie. Maluch jeździ na tyle, na ile jest w stanie i ani trochę więcej. Jeśli jest zmęczony – schodzi ze stoku.
A po co to robię?
Otóż odpowiedź na to pytanie jest jedna – po to, by razem spędzić czas. Można oczywiście zostawić malca pod opieką babci, niani, cioci albo kogoś jeszcze i samemu, w spokoju czerpać radość z szusowania na stoku, aktywności, cudownych widoków i górskiego, czystego powietrza.
Ale można również dzielić tę radość z maluchem i zabierać go ze sobą, by on również mógł z tego korzystać. Ponadto chcemy – wraz z mężem – zarazić dzieci frajdą, jaką daje jazda na nartach, a ponadto możemy zabrać malucha na tygodniowy wyjazd na narty i nie musimy z niego rezygnować z uwagi na małe dziecko.
Kilka ważnych szczegółów związanych z nauką jazdy na nartach.
PRZEDE WSZYSTKIM ZABAWA
Nauka jazdy na nartach to ma być zabawa. Nie podchodzimy do tego ambicjonalnie, że musi się nauczyć i koniec. Zabawa, radość i frajda przede wszystkim. Jeśli dziecko informuje nas, że jest zmęczone, bolą je nóżki (tak mogą boleć, jak każdego) odpuszczamy. W trakcie nauki posuwamy się tylko o jeden mały krok więcej, niż potrafi nasze dziecko, a jeśli trzeba to się cofamy. Nic na siłę.
CIERPLIWOŚĆ PONAD WSZYSTKO
O cierpliwości pisałam już wiele i również tu również jest ona niezbędna Niewiele zdziałamy tracąc nerwy podczas nauki takiego malucha. Jak już pisałam lepiej jest odpuścić i cofnąć się parę kroków wstecz niż oczekiwać od takiego malucha, że będzie drugim Alberto Tomba.
WŁASNE POTRZEBY ZOSTAWIAMY NA POTEM
Kiedy wybieramy się z maluchem na narty warto uświadomić sobie i zaakceptować fakt, że wówczas sami nie pojeździmy. Idealnie jest jeśli towarzyszą nam również inne dorosłe osoby (np. dorosły syn albo dziadek), które mogą zostać na chwilę ze zmęczonym maluszkiem, żebyśmy my – rodzice mogli również poszusować. Jednak będąc we dwoje, trzeba nastawić się na to, że podczas wyprawy będziemy się wymieniać, kiedy jedno jest z maluchem – drugie jeździ a potem jest zmiana.
CELEM JEST JAZDA (NAUKA) A NIE JAK NAJSZYBSZY ZJAZD
Często na stoku widzę rodziców, którzy uczą swoje dzieci jazdy na nartach (czasem nawet całkiem spore dzieci) w taki sposób, że biorą je między nogi i zjeżdżają razem. Dziecko wisi na rodzicu a rodzic na dole stoku oddycha z ulgą, że nareszcie zjazd dobiegł końca i jest zaliczony. Otóż nie tędy droga. O szczegółach technicznych przeczytacie poniżej, natomiast w tym miejscu chcę wspomnieć, że celem jazdy, celem nauki jest jazda a nie jak najszybszy zjazd na dół. Z maluszkiem jeździmy od jednej krawędzi stoku do drugiej, taką bardzo rozciągniętą spiralą, spokojnie, powoli. Taka jazda to nie wyścigi – kto pierwszy na dole. Na to przyjedzie jeszcze czas.
SZTYWNO NA NÓŻKACH – TO PODSTAWA
Zanim wyjedziemy z dzieckiem kolejką na górę i weźmiemy je między nogi najpierw musimy nauczyć je stać sztywno na nóżkach. To jest podstawa jazdy na nartach. Jeśli je chwytamy i czujemy, że siada – wówczas to jest sygnał, że dziecko nie jest gotowe i nie zrobi żadnych postępów. Po ubraniu butów i nart uczymy je stać sztywno na nóżkach. Następnie popychamy je za pupę, w celu ocenienia tej sztywności. Dziecko, które jest pojętne i ma pewną smykałkę do jazdy na nartach szybko to opanuje – choć należy mu oczywiście przekazać, czego od niego oczekujemy. Dziecko bez narciarskiej smykałki też to opanuje. Pamiętaj jednak o punkcie 2. Cierpliwość ponad wszystko.
JAZDA
Kiedy wyjedziemy z dzieckiem na górę kolejką (krzesłem lub gondolą i proponuję raczej płaski stok) bierzemy dziecko między nogi i spokojnie z nim zjeżdżamy od krawędzi stoku do krawędzi. Po kilku, kilkunastu takich jazdach, chwytamy je za rączkę, a po kilkudziesięciu zjazdach za rączkę stopniowo możemy puścić je samo oczywiście z naszą asystą. Maluszek jeździ w taki sposób, że ma nartki równolegle. Z czasem pokazujemy mu, jak może spowolnić zjazd (zrobić pług) a często dzieci ze smykałką do jazdy na nartach intuicyjnie uczą się pługowania same. Nie wspominam o tym, by zacząć od pługu, ponieważ kiedy maluch zacznie jeździć w ten sposób trudno jest potem wyeliminować ten nawyk. Pamiętaj, że 2- 3 latek nie może jeździć sam. Jest na to za mały i mogłoby to się skończyć wypadkiem. Zawsze trzymamy malucha za rękę, chyba, że sprzyjają temu warunki i wiemy, że może pojechać samo pod naszym czujnym okiem i z naszą asekuracją. Np. jest bardzo płaski stok na którym się samo zatrzyma i nie ma na nim ludzi, którzy są zagrożeniem dla maluszka.
Więcej o szczegółach technicznych poczytasz poniżej.
SAMODZIELNA JAZDA
Na dole płaskiego stoku dziecko może próbować swoich sił w samodzielnej jeździe. Jeden z dorosłych je puszcza a drugi łapie lub asekuruje na dole a maluch zatrzymuje się sam – albo od płaszczyzny stoku albo dzięki temu, że skręci. Nauka hamowania jest istotnym punktem nauki jazdy, o czym poczytasz poniżej.
SZELKI
Szelki dla rodzica mogą być wybawieniem i pewnością, że jego maluch się nie rozpędzi. My nie stosujemy szelek. Poznaliśmy instruktora, który odradzał szelki gdyż z doświadczenia wiedział, że dzieci, które zatrzymywane były na szelkach mają potem trudność z opanowaniem samodzielnego zatrzymania, co grozi wypadkiem. Podjęliśmy więc decyzję o nie stosowaniu szelek i trzymaniu dziecko za rączkę co nie znaczy, że Ty też musisz zrezygnować z szelek.
KOLEJNY SEZON
Kiedy zaczyna się kolejny sezon narciarki nasz maluszek jest już starszy o jakieś 6-8 miesięcy. Czy pamięta jazdę na nartach? Oczywiście, że tak, choć pierwsze jazdy to wciąż to samo, co na samym początku. W kolejnym sezonie nauka jest jednak znacznie krótsza, dziecko szybciej przechodzi z trzymania pod paszkami do za rączki, za rączkę i samodzielnej jazdy. Jego ślady pamięciowe szybko się aktywują i od razu przypomina sobie jazdę.
Na koniec chciałam uczciwie dodać, że mam niewiele wspólnego z nauką jazdy najstarszego syna i córki. Tu pałeczkę przejął całkowicie ich tata, który poniżej opowie o szczegółach technicznych nauki jazdy na nartach takiego malucha. Natomiast dużo uczyłam i jeździłam ze średnim i najmłodszym synkiem, a także trochę z moimi bratankami – stąd moje doświadczenie.
A co konkretnie trzeba robić, by nauczyć malucha jazdy na nartach o tym opowie specjalista (czyli mój mąż i instruktor dzieci 🙂 ):
Wielu ludziom wydaje się że mając dziecko ich życie sportowe zakończyło się. Ucząc każdego z czwórki dzieci jazdy na nartach od trzeciego roku życia zawsze wyprowadzałem obserwatorów z tego poglądu. Jak to możliwe że pięciolatek (Najstarszy) sam zjechał niebieską trasą widokową ze szczytu Skrzycznego do Szczyrku. A Średni (również pięciolatek) podołał samodzielnie na czarnej trasie Bińkula w Szczyrku. Najmłodszy w zeszłym roku, mając mniej niż siedem lat zjechał 5 razy z Czantorii w Ustroniu? I nie mógł liczyć już na moją pomoc bo ja na rękach miałem dwuletnią córkę.
Z nauką jazdy malucha na nartach jest jak z nauczeniem jego starszego brata matematyki. Najpierw trzeba sobie samemu przypomnieć materiał, przeczytać podręcznik a potem brać się za tłumaczenie dziecku 🙂
Po prostu trzeba samemu sztywno stać na nogach, jeździć na płaskiej górce gdzie zawsze w każdej chwili można samemu się zatrzymać lub skręcić. Jak się cokolwiek z dzieckiem dzieje nie tak jak powinno w każdej chwili trzeba umieć je podnieść w górę za ręce lub tułów. Ono musi w każdej chwili czuć że nie jest samo i że nauczyciel nad wszystkim zawsze panuje. No i jak ono się zmęczy, albo jak będzie bardziej stromy odcinek trasy to zwyczajnie weźmie malucha na ręce (tak, ono dalej ma przypięte na nogach narty) i zjedzie z nim w dół. Wtedy maluch ma świadomość że może jechać jeśli ma na to ochotę lub może iść na ręce jeśli się zmęczy. A rodzic musi też czuć się na tyle mocny żeby podołać temu zadaniu. Bo jeśli sam ma wątpliwości co do swoich umiejętności w zjeździe z dzieckiem na rękach, to znaczy że musi poszukać bardziej łagodnej górki niż ryzykować upadek z dzieckiem w początkowej fazie nauki.
Pamiętajmy o jednej kwestii. Ucząc dorosłego możemy mu dużo mówić co ma robić lub nie. Do dziecka nie odnosimy się w ten sposób, bo ono i tak nie zrozumie czym jest kąt nachylenia czy promień skrętu. Ono musi wszystko zrozumieć intuicyjnie na podstawie ruchów swoich i rodzica.
Po wtóre to ma być dla dziecka zabawa i kontakt z radosnymi rodzicami. Nauka na siłę, gdy dziecko jest zmęczone albo jest mu zimno nie przyniesie wymiernych efektów.
RÓWNOWAGA
Tak jak Monika pisała, zanim pojedziemy na wyciąg idźmy na płaską górkę. A nawet na płaski teren. Popychajmy dziecko do przodu za pośladki, niczym wyciąg orczykowy. Najważniejsza jest równowaga, ono musi stać samo na lekko ugiętych nogach i jechać do przodu bez upadków. I samo musi to wyczuć. Intuicyjnie.
MAŁA GÓRKA
Jak już mamy złapaną równowagę idziemy na małą płaską górkę. Tak, tę osiedlową gdzie dzieci jeżdżą na sankach jak spadnie pierwszy śnieg. Zaczynamy od dołu, potem wnosimy dziecko coraz wyżej. Ono samo się lekko ma rozpędzić a potem ma samo wyhamować na płaskim. Silniejszy rodzic wnosi je z nartami na górę, drugi łapie niżej. Dziecko jedzie od jednego do drugiego. Jeden wypuszcza, drugi łapie. Dziecko ma tylko jechać między nimi, nic innego go nie interesuje. Żadnego hamowania czy skręcania. Powoli zwiększajmy wysokość, prędkość i długość jazdy po płaskim do wyhamowania. Drugi rodzic może stać już obok toru jazdy i bić brawo.
MAŁE UPADKI
Upadki i zachwiania mogą się zdarzyć. Pamiętajmy że to zabawa i że dziecko w kasku na głowie (tak, na małej górce też) wielkiej szkody sobie nie zrobi. Więc bijemy brawo i podnosimy je szybko, bierzemy na ręce i podnosimy. Żadnych negatywnych reakcji.
WYCIĄG I NA GÓRĘ
Skoro mamy równowagę i umiejętność jazdy na wprost możemy jechać na prawdziwe narty na łagodną górę. Jakiś wyciąg krzesełkowy, taki maluch nie jest jeszcze gotowy na jazdę na talerzyku. Kaski na obu głowach i minimalna siła wypięć w dziecięcych nartach to oczywistość. Żadnych kijków, moje rękawice są cienkie skórkowe, czasem gołe ręce. W grubych narciarskich nie miałbym szans utrzymać dziecka.
Ja zawsze brałem dziecko między nogi. Na początek trzymałem je oburącz za tułów pod pachami. Plus jest taki że w każdej chwili (szczególnie kiedy mała narta nie trzyma kierunku) można dziecko podnieść oburącz do góry. Wtedy ono czuje opiekuna i nie ma u niego niepotrzebnego strachu przed sportem. Moim początkowym celem było nie jak najszybsze nauczenie dziecka jazdy, ale obustronna nauka bezpiecznej jazdy w tandemie. Na początek na zakrętach pługiem lekko podnosimy dziecko do góry, opuszczamy je na prostym. Jedziemy powoli, od brzegu do brzegu. Prędkość minimalna, byle do przodu, równolegle do stoku.
Minusem tej pozycji jest ból pleców i duże zmęczenie nauczyciela. Stąd lepiej się wyprostować i chwycić dziecko za nadgarstki i lekko je wysunąć do przodu. Ale ono musi się zgodzić na taką jazdę, czyli nie protestować. Jeden trzyletni uczeń może śpiewać z radości piosenki, inny bać się prędkości i wysokości. Na zakrętach lekko podnosimy dziecko za ręce, nadając naszymi nartami kierunek małych nartek. Można informować dziecko o zamiarze skrętu a także lekko skręcać jego rękami niczym kierownicą. Po kilkudziesięciu – a może więcej – zakrętach, uczeń sam zacznie podświadomie układać narty do skrętu. Najlepiej widać to gdy na koniec któregoś kolejnego dnia jazdy dziecko puszczone same z małej górki samoczynnie skręci nie zdając sobie z tego sprawy.
ZA JEDNĄ RĘKĘ
Jak już nasz uczeń staje się bardziej samodzielny spróbujmy postawić go z boku i trzymać za jedną rękę. Maluch już jedzie sam i jest tego świadomy. Trzeba mu pomagać na zakrętach ale można próbować puszczać rękę na prostych i bezpiecznych odcinkach. Rodzic zawsze jedzie niżej, z dołu stoku. I zawsze jest gotów złapać dziecko.
HAMOWANIE
To najtrudniejszy element. Dziecko musi być już starsze, mocniejsze w nogach i bardziej rozumne. Nasze dzieci zaczęły opanowywać tę sztukę w swoim drugim sezonie, natomiast szczerze mówiąc dopiero pięciolatek potrafi ją świadomie opanować i hamować intencjonalnie. Pamiętajmy, że na tym etapie dziecko umie już w miarę dobrze jeździć, trzyma akceptowalny kierunek jazdy i chcąc lekko wyhamować podświadomie skręca w górę stoku. No i trzeba by już to dziecko w końcu całkiem puścić. Niech samo podejmuje decyzje narciarskie na stoku. Tu jest największy stres rodzica, bo młodego narty zawsze niosą na krechę pionowo w dół na największą stromiznę.
Do pełni szczęścia brakuje mu więc nieśmiertelnego ostrego pługu na krótkich nartkach, który pozwala mu wyhamować na komendę rodzica lub z własnej woli w każdych warunkach. Historia musi zatoczyć koło, tylko górka już bardziej stroma – jeden rodzic puszcza a drugi łapie. Tyle że tylko w sytuacji awaryjnej, jeśli młodziak nie wyhamuje. I nikt już nie chodzi piechotą, bo odległości i prędkości większe. Ćwiczymy na stoku, wszyscy na nartach. Najlepiej jak ten dolny co łapie jedzie tyłem.
A nasz uczeń musi wyczuć siłę własnych nóg i ostrość wewnętrznych kantów nart. A jak już mu się to uda to nagle z dnia na dzień nie wiadomo dlaczego staje się samodzielnym średniozaawansowanym narciarzem, któremu trzeba tylko pomóc wsiąść i wysiąść na kolejce krzesełkowej. I nagle umie zjechać z każdej trasy, zielonej, niebieskiej czy czerwonej którą kiedyś przebył w poprzednim sezonie między nogami nauczyciela.
Wszystkim, którzy czują się na tyle mocni i podejmą wyzwanie, jakim jest uczenie jazdy na nartach małego dziecka życzymy powodzenia. Jeśli będziecie mieli jakieś pytania – chętnie odpowiemy
Dziękujemy za uwagę.
Na zakończenie kilka fotek 🙂
Najstarszy podczas jednego ze swoich pierwszych narciarskich wypadów, 2 lata i 10 miesięcy, Zieleniec, styczeń 2004.
Najstarszy (w bordowym kombinezonie) w następnym sezonie wybiera się właśnie na narty 🙂
Średni. To nie były jego pierwsze zjazdy, bowiem on po raz pierwszy narty miał na nogach mając 18 miesięcy, co oczywiście było przesadą. Tutaj – 2 lata 7 miesięcy, Zieleniec, grudzień 2007.
Średni w tym samym roku, choć nieco później, marzec 2008, jedzie ze stoku w Beskidach.
Średni, w wieku 3 lat i 8 miesięcy (w następnym sezonie) na Semmering, w Austrii. Styczeń 2009
Średni w wieku 6 lat i 9 miesięcy na Madonna di Campigilo, oczywiście z rodzicami, marzec 2012
Najstarszy skaczący na nartach również na Madonna.
Średni zjeżdżający z bardzo stromego stoku na Tonale (dla mnie to była pionowa ściana 🙂 )
Najstarszy ze stoku o podobnym nachyleniu, również na Tonale.
Podczas tego wyjazdu (Włochy na Marileva, Madonna di Campiglio i Tonale) towarzyszył nam mały, niespełna roczny Najmłodszy – on oczywiście jeździł tylko na sankach albo w wózku 🙂
Pierwsze zjazdy Najmłodszego, u babci w ogródku, w wieku 2 lat i 9 miesięcy, styczeń 2014.
Najmłodszy na prawdziwym stoku, Dębowiec, styczeń 2014
W tym samym roku na Turacherhohe, marzec 2014
Braciszkowie nad porcją frytek 🙂
Następny sezon Najmłodszego, również Turacherhohe oraz Sankt Oswald, marzec 2015
Byliśmy wtedy w Austrii na nartach całą ekipą 🙂
A ja pierwszego dnia “zepsułam (skręciłam) sobie kolano” i nic nie pojeździłam 🙂 (chyba, że kanapą w górę i w dół 😉 ) “Sport karenz” i tyle – tak mi powiedzieli w szpitalu w Villach 😉
Tu Najmłodszy w wieku prawie 5 lat, czyli w kolejnym sezonie zjeżdża ze stromej góry.
A oto i nasza Gwiazdeczka 🙂 – styczeń, luty i marzec 2019 🙂 Wszystko w Beskidach na różnych stokach 🙂
Córcia ze swoim Najstarszym Bratem, który przejął stery i sam teraz uczy młodsze rodzeństwo 😉
Córcia w dniu 3 urodzin 🙂 (dlatego ma tiulową spódniczkę, a co 😉 )?
I cała rodzinka 🙂
Zapraszam na mój Insta i Facebook, gdzie na bieżąco można śledzić co tam jeszcze porabiamy oraz inne ciekawe rzeczy 🙂
Ostatnio głośna była sprawa, że rozpędzony snowbordzista najechał na czteroletnie dziecko, które uczyło się jeździć na oślej łączce. Wiem, że wypadki zdarzają się wszędzie, ale tu miałabym jeszcze większe obawy. Może jednak wynikają one z tego, że sama nigdy nie jeździłam.
Wspaniała sprawa! Mam nadzieję, że będę miała okazje również zasmakować takich atrakcji z dzieciakami. O ile będą bezpieczne mogą zacząć jak tylko staną na nogi 😉
Ciekawe. Choć żeby nauczyć dziecko, sama musiałabym wsiąść masę lekcji. Nigdy nie jeździłam na nartach i zimą jeszcze w górach, tym bardziej z dziećmi nie byliśmy. 😉
Tak naprawdę to cały poradnik mogłabym odnieść do siebie – nie zaczęłam nauki co prawda w wieku 3 lat, a 30, ale startowałam z tego samego poziomu 🙂 Swoje dziecko tez chciałabym nauczyć jak najwcześniej wszystkiego, czego ja musiałam uczyć się z o wiele większymi problemami “na starość” 😉
Ciekawe porady, zapisuje na zimę 🙂 Chciałam syna nauczyć jazdy na nartach, bo sądząc po jego sprawności, miałby do tego smykałkę, ale nie wiem, jak z moimi pokładami cierpliwości 🙂 Choć przy nauce jazdy na łyżwach, cierpliwość była nawet na znośnym poziomie 😉