Kiedy mówię znajomym, że jadę z moim niespełna 3 letnim maluchem na narty – najczęściej łapią się za głowę mówiąc:
- ale po co?
- ale, jak to? a on/ona jeździ?
- a nie bolą go/ją nóżki?
- a nie jest to za wcześnie?
- a taki maluch nie ma za słabych kości?
- e, tam, bez sensu z takim malcem…
Spieszę więc odpowiedzieć na te pytania i wątpliwości:
Otóż jazda z takim maluchem wygląda nieco inaczej, niż jazda w grupie, w której każdy jest zapalonym narciarzem, a przynajmniej takim, który potrafi jeździć samodzielnie, bez niczyjej pomocy, bawiąc się przy tym znakomicie. Maluch jeździ na tyle, na ile jest w stanie i ani trochę więcej. Jeśli jest zmęczony – schodzi ze stoku.
A po co to robię?
Otóż odpowiedź na to pytanie jest jedna – po to, by razem spędzić czas. Można oczywiście zostawić malca pod opieką babci, niani, cioci albo kogoś jeszcze i samemu, w spokoju czerpać radość z szusowania na stoku, aktywności, cudownych widoków i górskiego, czystego powietrza.
Ale można również dzielić tę radość z maluchem i zabierać go ze sobą, by on również mógł z tego korzystać. Ponadto chcemy – wraz z mężem – zarazić dzieci frajdą, jaką daje jazda na nartach, a ponadto możemy zabrać malucha na tygodniowy wyjazd na narty i nie musimy z niego rezygnować z uwagi na małe dziecko.
Kilka ważnych szczegółów związanych z nauką jazdy na nartach.