Jestem mamą już prawie 18 lat, co dla jednych może wydawać się długo, dla innych krótko.
Na studiach miałam takie przedmioty, jak – Psychologia wychowawcza i Psychologia rozwojowa a także Teorie wychowania.
I choć zaliczyłam je na 5 – to powiem szczerze – kompletnie nie korzystam z wiedzy, którą wtedy posiadłam.
Bo, jakże można korzystać, kiedy “bycie rodzicem, bycie mamą” to nie żadne “schematy” a bezustanne poszukiwanie najlepszej drogi do rozumienia swojego dziecka, tworzenia więzi, nauczania czy też wychowania go w taki sposób, by stało się zaradnym, samodzielnym młodym człowiekiem, wyposażanym w ważne umiejętności i wartości.
To, co raz działa i jest skuteczne, za drugim razem kompletnie się nie przyda.
To, co jest dobre dla jednego dziecka, nie będzie dobre dla drugiego.
Choć przywiązana do żadnej z “teorii wychowania” nie jestem, to pozwoliłam sobie na określenie – moim zdaniem najbardziej wartościowych cech, które warto pielęgnować, by być dobrym* rodzicem.
Oto one:
CIERPLIWOŚĆ.
Jestem przekonana, że tej cechy nie trzeba przedstawiać. Ileż to razy każdy z nas – rodziców, przyłapał się na tłumaczeniu – “ja też już tracę cierpliwość” albo “straciłam/straciłem cierpliwość i ….”
Bo cierpliwość jest ważna. Czasem cała misterna robota, jaką wykonaliśmy w procesie wychowania, w budowaniu relacji czy też w opracowaniu sposobów dobrej współpracy z dzieckiem może legnąć w gruzach poprzez tę jedną chwilę utraty cierpliwości a może nie tyle samej jej utraty, lecz działania, jakie utrata ta za sobą poniesie.
Cierpliwość potrzebna jest do wszystkiego. Kiedy uczymy naszego maluszka między innymi samodzielnego jedzenia, wiązania bucików, czytania, tabliczki mnożenia, dbałości o porządek we własnym pokoju, odpowiedzialności za własne działania.
Cierpliwość to umiejętność wytrwałego czekania a także znoszenia ze spokojem przykrości i przeciwności. Nie jest to łatwe i choć zależy od cech osobowych, takich, jak temperament, to jednak są sposoby, by ją ćwiczyć. A robić to można codziennie, między innymi przez wsłuchiwanie się w siebie, świadomość i znajomość siebie, która pozwoli nam przewidywać, w jakich momentach tracimy cierpliwość najczęściej. Ćwiczyć cierpliwość możemy też w sposób niebezpośredni, na przykład poprzez budowanie domków z kart lub układanie domina. Więcej o ćwiczeniach w cierpliwości umieszczę w przygotowywanym przeze mnie projekcie “Fajna Mama”.
SPÓJNOŚĆ.
Wiele się mówi o tym, by być konsekwentnym wobec dziecka i wyciągać naturalne konsekwencje, jeśli coś “spsoci”. Jednak ja nie zachęcam do tego, by być konsekwentnym, zachęcam do tego, by być spójnym a to są dwie inne cechy. Konsekwencja kojarzy mi się ze sztywnymi, nieprzepuszczalnymi ramami. Drobne naruszenie zasad będzie skutkowało “wyciąganiem konsekwencji”, czyli karaniem. Czasem tkwienie w takim schemacie jest przysłowiowym strzałem w kolano. Bo czy można być zawsze mega konsekutywnym i pilnować, niczym Strażnik raz narzuconych zasad? Na przykład zasadę – “posiłki jemy zawsze w kuchni przy stole”? No dobra – fajna zasada. A co z przegryzkami podczas wspólnie oglądanego rodzinnego filmu? A co lodami, które chłodzą nas w ogrodzie podczas letniego, upalnego dnia? Czy nam – rodzicom nigdy nie zdarzyło się złamać tego typu zasady i przez to straciliśmy w oczach dziecka, bo nie byliśmy konsekwentni? Nie chcę rozpisywać się nad innymi przykładami, które naprawdę można mnożyć. Ponieważ zachęcam do tego by być – spójnym.
Spójność to cecha, która daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. Ma ono pewność, że rodzic w danej, różnej sytuacji będzie się zachowywał przewidywalnie. Dziecko będzie wiedziało, jakie są wobec niego oczekiwania i wymagania. A to jest dla dziecka bardzo ważne, ponieważ pozwala czuć się swobodnie i pewnie. Jeśli rodzic pozwala dzieciom jeść w salonie popcorn, to nie może być tak, że kiedy będzie miał gorszy dzień, będzie wrzeszczał na dzieci, że pobrudziły popcornem dywan i krzyczał “zabraniam jeść w salonie”. Spójność pozwala określić jasne oczekiwania, jakie mamy wobec dziecka – w tym przykładzie – “możesz zjeść popcorn w czasie filmu, pamiętaj też o zmieceniu podłogi i kanapy, jeśli się nakruszy“. Spójność to stałość ale nie sztywność.
TRAKTOWANIE DZIECKA POWAŻNIE.
Dzieci są przezabawne. Często mamy pokusę, by śmiać się z tego, co mówią, z tego co robią.
Kilka dni temu udałam się wraz z córeczką do sklepu typu “wszystko i nic”. W sprzedaży były również ceraty na stół, które wydzielają specyficzny zapach. Zaraz po przekroczeniu progu, moja córeczka spontanicznie powiedziała – “ale tutaj śmierdzi“. Jakże się panie chichotały z tej dziecięcej szczerości. Jakże nie mogły wyjść z podziwu dla jej odwagi. Śmiały się i ironizowały przez cały nasz pobyt w sklepie, komentując – “cóż ci się tak nie podoba”, albo “ależ ty “pyskata” jesteś – hahaha“. Kiedy wychodziłyśmy żegnały nas chichotem i słowami – “odwiedź nas jeszcze“. A moja zażenowana córeczka przed sklepem skomentowała zupełnie poważnie – “te panie się tak śmiały cały czas”.
Dziecko spostrzega świat inaczej, niż dorosły. Ironia i poczucie humoru to cechy, których dopiero się uczy i rozwija. Kiedy coś opowiada, robi to z dużym przejęciem. Kiedy coś rysuje, przedstawia świat, tak, jak go widzi swoimi oczami. Kiedy się bawi w przyjęcie, na które zaprasza pluszowe pieski to jest to prawdziwe, poważne przyjęcie. Podśmiewanie się sprawi, że dziecko z czasem zacznie się wstydzić, przestanie być otwarte i spontaniczne, utraci te cenne dziecięce cechy, wcześniej, niż to wynika z etapów rozwojowych.
Co nie znaczy, że dzieci pozbawione są poczucia humoru. Nic z tych rzeczy. Różnice w poczuciu humoru u dzieci są podobne, jak wśród dorosłych, choć tak, jak wspomniałam dzieci spostrzegają świat inaczej, niż dorośli i inne też rzeczy będą je śmieszyły.
Możemy trenować poczucie humoru wraz z dzieckiem a przestrzeń do tego jest przeogromna. Czytanie śmiesznych historyjek, oglądanie zabawnych rysunków, tworzenie wspólnie własnych opowiadań, piosenek i obrazków, spontaniczna zabawa w “wariowanie”, w “chowanego”, oglądanie wesołych bajek. Lista jest długa i każdy może znaleźć coś dla siebie.
WIARA W KOMPETENCJE DZIECKA
Dziecko to istota, która dopiero uczy się i poznaje świat. Nie rodzi się z wiedzą, którą posiadamy my – dorośli. Potrzebuje czasu na przyswojenie sobie wszystkiego a także wielokrotnego powtarzania.
Zachęcam do tego by nie wątpić w kompetencje dziecka a raczej dawać mu szanse i czas. To nie jest łatwe trafić od razu łyżką do buzi, zapiąć kurtkę, nie przypalić pierwszego naleśnika, albo wyprasować bez zrolowania. A niejedna mama z westchnieniem poprawia, pomaga, robi za dziecko – “bo ty jeszcze nie umiesz, bo musisz się dopiero nauczyć, lepiej się nie męcz, mamusia to zrobi lepiej”.
Brak wiary, w to, że dziecko potrafi lub może się tego nauczyć skutkuje tym, że utraci ono swoją własną wiarę we własne możliwości. W dorosłym życiu będzie podchodziło do wszystkiego z wielką ostrożnością, będzie często się wycofywało, będzie się bało podejmować ryzyko i zdobywać nowe doświadczenia. W głowie wciąż będą huczały mu słowa mamy, która mówi – “daj, ja to zrobię lepiej”. Niechaj nie trafi tą łyżką do buzi, niech przejdzie się w rozwiązanych bucikach, niechaj przypali sobie tego naleśnika i zrobi zgięcia na prasowanej koszuli. Nic tak nie uczy i nie rozwija skrzydeł, jak podejmowanie działań, popełnianie błędów, analizowanie i poprawianie ich.
Uwierz w swoje dziecko!!!
DOBROĆ I MIŁOŚĆ.
Miłości chyba nie muszę reklamować. Nie chcę też analizować znanej wszystkim wartości bezwarunkowej miłości, jakże istotnej dla rozwoju dziecka. A miłość to coś więcej.
Kiedy zdarza się sytuacja, gdy “tracę cierpliwość wobec dziecka” i mam ochotę porządnie mu to wygarnąć (mam na myśli starsze dzieci) – zamykam oczy i powtarzam sobie w duchu – “moje kochane dziecko, moje kochane dziecko” – przypominam sobie, jak było takie maleńkie, bezbronne, takie, które tak łatwo kochać, wobec którego nie ma się żadnych wymagań. I to pomaga. Miłość pomaga, a powtarzanie “moje kochane dziecko, moje kochane dziecko” jest zamiennikiem liczenia do stu, by złapać oddech i się uspokoić.
Dobroć, która wiąże się z miłością to ostatnia cecha na mojej liście. I nie mam na myśli wcale bycia – “wystarczająco dobrym rodzicem”. Mam na myśli bycie po prostu dobrym, spokojnym, opanowanym, w swoich działaniach kierującym się dobrem dziecka, dbającym 0 poczucie bezpieczeństwa, czerpiącym radość z tego, że ONO JEST, akceptowanie tego, JAKIE JEST,
Przytulenie i powiedzenie – “kocham cię” – to takie cenne, a tak niewiele potrzeba, by to zrobić. Dawanie tego dziecku często na pewno go nie rozpieści, wręcz przeciwnie. Dzieci, niczym kania dżdżu łakną miłości i dobroci.
*użyłam słowo “dobry” (być dobrym rodzicem) w znaczeniu – w porządku, skuteczny, ok, w sam raz, kompetentny, odpowiedni, pozytywny, sprzyjający.
Mam nadzieję, że czytając moje słowa znalazłaś to, czego szukałaś. Mam do Ciebie ogromną prośbę. Czy pomożesz mi dotrzeć z tym wpisem do innych odbiorców? Możesz go udostępnić na Facebooku, wysłać mailem lub messengerem. Będę ogromnie wdzięczna.
Dziękuję Ci, że jesteś i dotarłaś do końca.
Może zainteresuje Cię również wpis, który w ubiegłym roku był na czele wpisów z największą liczbą odsłon. Zapraszam – Granice Samodzielności.
A także na Facebooka – jeśli jeszcze Cię tam nie ma – Mama na całego na Facebooku. A jeśli poszukujesz sposobów na dobrą współpracę z dzieckiem – zapisując się na mój newsletter możesz pobrać darmowy poradnik ze wskazówkami, jak to zrobić, zapraszam – Darmowy Poradnik.
Pingback: Jak wspierać syna w budowaniu jego poczucia wartości. – Mama na całego
Pingback: Sztuka, której uczymy się całe życie. – Mama na całego
Można wykuć na blachę wszystkie psychologiczne i pedagogiczne teorie (tak, też je miałam na studiach 😉 ) – ale macierzyństwo w praktyce i tak ZAWSZE nas czymś zaskoczy. U mnie największe deficyty w cierpliwości – muszę bardzo mocno nad sobą pracować, żeby poskromić własne emocje i wybuchowy charakter.
Rola mamy dopiero przede mną. Nasz maluszek pojawi się na świecie w połowie kwietnia i nie ukrywam, że radość przeplata się u mnie z ogromnym stresem “czy sobie poradzę?”. Nie chcę zawieść mojego dziecka 🙂
Zdecydowanie zgadzam się. Najtrudniej z cierpliwością 😉
Zdecydowanie zgadzam się! Też jestem za spójnością, a nie konsekwencją. I cierpliwość największe wyzwanie 😉
Moje “bycie matką” także nie opiera się na tych wszystkich formułkach, które były wpajane na studiach. Moim zdaniem w wychowaniu najważniejsze jest to aby rodzic kierował się swoją intuicją i miłością, ale także pamiętał o tym, że dziecko jest osobną indywidualnością.
Świetny tekst. Nad cierpliwością muszę trochę popracować i bardzo podoba mi się tekst moje kochane dziecko – wypróbuję odbierając synka ze szkoły ?
Świetny tekst, bardzo potrzebny każdemu rodzicowi. U mnie ta cierpliwość jest dość trudna czasem bo jestem osobą temperamentną no ale jak pojawił się synek to jeszcze intensywniej pracuję nad sobą 🙂
Świetny artykuł 🙂
Sama prawda !
Mimo wykształcenia pedagogicznego, nie zawsze tego co nauczyłam się na studiach potrafię wprowadzić u siebie w domu. Jestem rodzicem od niecałych 6 lat i dobrze przeczytać opinię kogoś z dłuższym doświadczeniem
Z tą cierpliwością u mnie ostatnio ciężko, mam jakiś gorszy czas, ale za to miłości pełne serce <3
Kieruje się w swoim byciu rodzicem bardzo podobnymi zasadami. Przede wszystkim zawsze pamiętam, że to jest człowiek, mały co prawda, ale jednak. Ma prawo do emocji, uczuć czy złego humoru. Bardzo dużo rozmawiamy, co wielu ludzi szokuje. No bo, po co rozmawiać z dwulatką czy trzylatką, wystarczy nakazać i egzekwować. A mi strasznie takie podejście nie leży. Mam w domu już! (rany kiedy to zleciało) niespełna czterolatkę i jednocześnie wspaniałego wartościowego i mądrego człowieka. I rozpiera mnie duma ogromna widząc, że moja “praca” jako rodzica przynosi takie piękne owoce. Jedynie nad cierpliwością muszę pracować, to zdecydowanie moja słabsza strona, bywa że utrudnia nam to relacje 🙂
Lubię czytać Twoje wpisy. Są konkretne i z sensem i zawierają całą istotę rzeczy. bardzo mi się podoba zamiennik konsekwencji czyli spójność. To rzeczywiście ma znacznie większy sens praktyczny. Jak to mówią – konsekwencja jest przereklamowana 😀