Odyseja Umysłu. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się międzynarodowy konkurs, w którym co roku bierze udział kilka tysięcy uczniów i studentów z całego świata.
Zadaniem uczestników jest przygotowanie w zespole rozwiązania wybranego przez siebie problemu (humanistycznego lub technicznego) i zaprezentowanie go w formie przedstawienia. Wymaga to od każdej osoby w drużynie zdobywania wszechstronnej wiedzy, kreatywnego i krytycznego myślenia,  otwartości na opinię i pomysły innych, współpracy oraz innowacyjności, czyli wychodzenia poza schematy. Uczestnicy sami wymyślają i przygotowują występ, czyli scenariusz, kostiumy, rekwizyty, scenografię, oprawę muzyczną albo projektują i wykonują nowatorskie urządzenia techniczne. Trenują również tak zwane spontany, czyli spontaniczne zadania, słowne lub manualne, w których mogą wykazać się swoim intelektem i umiejętnością pracy w grupie. Polega to na tym, aby zrobić „coś z niczego”. Każdy etap przygotowań odbywa się pod czujnym okiem dwóch trenerek, które mogą pomagać i wspierać wszelkie działania ale nie mogą ich wykonywać.

Wiem. Taką właśnie lub podobną informację można przeczytać na różnych witrynach lub fanpejdżach poświęconych Odysei. Ale o co tutaj dokładnie chodzi? To wiedzą tylko Ci, którzy biorą w tym czynny udział lub stoją obok kogoś kto to robi.

Po raz pierwszy dowiedziałam się o Odysei, kiedy mój syn zmienił szkołę. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafił do klasy, której wychowawczyni jest trenerką Odyseuszy.  Znalazł się w grupie kandydatów do drużyny a następnie w drużynie. Oczywiście nie trafia się tam losowo. Każde dziecko posiada wyżej wymienione umiejętności, które są niezbędne do tego, by poradzić sobie z zadaniami.

Od tego momentu zaczęła się nasza a przede wszystkim jego przygoda. Początkowo myślałam o tym w kategoriach – konkurs to konkurs. Coś tam trzeba zrobić, rozwiązać jakiś problem, przygotować przedstawianie, kostiumy. Ot, jak każdy. Dopiero z czasem zweryfikowałam ten pogląd.

Spotykali się w każdy poniedziałek o 8.00. Moim zadaniem było zrywanie mojego prywatnego Odyseusza po weekendzie z łóżka i mobilizowanie – „Wstawaj, Odyseja!!!”. Często słyszałam – „Mamo, to tylko konkurs”.

Co się działo na tych tajnych spotkaniach, nie wiem. Ale rezultatem posiedzeń jest gotowe przedstawienie. Nasza grupa miała do zaprezentowania problem. Pewni przybysze z przyszłości cofają się w przeszłość. Chcą dowiedzieć się, co stanowiło inspirację dla powstania arcydzieł stworzonych przez wybitnych twórców. W naszym przedstawieniu byli to Vincent van Gogh i Rachel Ruysch. Przybysze odkrywają, że inspiracją za każdym razem był szop Omer, który jest maskotką Odysei.

Nie mogę więcej powiedzieć, gdyż cała Odyseja, zarówno zagadnienia problemowe, jak i rozwiązania są objęte ścisłą tajemnicą. Przypuszczam jednak, że nasi Odyseusze swój sukces w dużej mierze zawdzięczają swoim znakomitym trenerkom.

Moje dziecko grało rolę przybysza z przyszłości. Jego zadaniem było zrobić sobie kostium, a moim w tym pomóc. Nie można go kupić, a powinien być oryginalny, niebanalny i w wiarygodny sposób odzwierciedlający postać, którą prezentuje. Najlepiej, żeby był zrobiony z odpadów. Po kilku burzach mózgu podjął decyzję, że kostium kosmity będzie zrobiony z opakowań po chipsach oraz częściowo z opakowań po kaszce dla niemowląt. Możecie sobie wyobrazić, jakie to było poświecenie zjeść tyle chipsów, aby opakowania po nich wystarczyły na bluzę i spodnie dla dwunastolatka ? Ozdobnymi dodatkami była fioletowa wstążeczka i gwiazdy z pasmanterii.

Rozpoczęło się mozolne klejenie przy pomocy dwustronnej taśmy klejącej. Strój, oprócz wyglądu musiał być również w miarę wygodny, a przynajmniej taki, żeby można było w nim zrobić parę kroków i poruszać rękoma. Trwało to parę tygodni, ale efekt był nieprzeciętny.

Wraz z kolegami z drużyny Paweł robił również wehikuł czasu. Przez kilka weekendów chłopcy obklejali kartonowe pudło różnymi ozdobnikami tak, aby przypominało galaktyczny pojazd. W innych domach podobnie tworzone były inne rekwizyty.

Zdradzę wam rąbek tajemnicy, że do przedstawienia naszych Odyseuszy użyto takich materiałów jak opakowania po chipsach, koc termiczny, folia bąbelkowa, płyty cd, lusterka dentystyczne, opakowania po jogurtach, obrus, papierowe serwetki, kartki papieru, rury kanalizacyjne, oraz – absolutny hit – pocięty materac. Oprócz tego zużyliśmy tony taśmy dwustronnej, kleju, kredek do malowania twarzy, kolorowej bibuły i kolorowych kartek. Efekty pracy możecie zobaczyć na zdjęciach.

Kiedy kostiumy, rekwizyty, scenariusz są już gotowe rozpoczynają się próby. Na ten temat też niewiele mogę powiedzieć. Wiem tylko tyle, że trenowali bardzo  dużo, ku ich ogromnej radości. Kilka tygodni przed regionalnymi eliminacjami w Krakowie wciąż zwalniani byli z lekcji.

Do samego wyjazdu na konkurs, czy to do Krakowa, czy do Gdyni przygotowania są podobne, jak na każdą wycieczkę klasową. Jako rodzic trzeba  wyrazić zgodę i pomóc spakować torbę. Każdy z uczestników ma swój bagaż. Ale oprócz tego, bus, którym jadą ciągnie za sobą przyczepkę, w której znajdują się  kostiumy i rekwizyty. Wyobraźcie sobie, jak cenny jest to ekwipunek.

Na eliminacjach w Krakowie poczułam atmosferę Odysei. Cała impreza odbywała się w szkole. Mnóstwo ludzi i szybkie tempo. Jedne drużyny wchodzą i się szykują. Drugie, które już są po występie, czekają na miejscu lub zwiedzając miasto. Przygotować się mogli w specjalnie do tego wyznaczonych klasach, gdzie była częsta rotacja. Po występie trzeba było zwolnić miejsce dla następnych. Przygotowane były również sceny, których o ile dobrze pamiętam było 6. Widzami byli najczęściej rodzice dzieci z występującej drużyny, również oni się zmieniali w szybkim tempie. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Każda drużyna doskonale wiedziała gdzie ma się przebrać, gdzie ma  wystąpić i o której godzinie a także kiedy i gdzie będzie brała udział w spontanach.

Jak na każdej dużej imprezie, również tutaj nie zabrakło sklepiku z pamiątkami. W naszym domu pojawił się kubek z napisem Odyseja Umysłu, koszulka, torba zakupowa i prezent specjalnie dla mnie – kolczyki z Omerem. Chodzę w nich dumnie na wszystkie zebrania klasowe.

Zakończeniem każdego etapu konkursu jest wieczorno-nocna impreza integracyjna, na którą wstęp mają tylko Odyseusze, trenerzy i wolontariusze. To podczas niej drużyny dowiadują się, ile dostali punktów i czy zostali zakwalifikowani do następnego etapu. Towarzyszą temu ogromne emocje. Okrzyki radości, wiwaty albo płacz.

Za każdym razem, czyli po eliminacjach regionalnych w Krakowie oraz po polskim konkursie w Gdyni, której finał odbywał się na Gdynia Arena o zwycięstwie czy też drugim miejscu dowiadywałam się telefonicznie. Za pierwszym razem wśród krzyków i pisków w tle słyszałam „mamo, wygraliśmy!!!”, a za drugim „mamoooo, jedziemy do Stanów!!!!”

Pierwsza moja reakcja na wieść o drugim miejscu na polskim konkursie i otwartych drzwi do USA to oczywiście niedowierzanie. Ponadto byłam też raczej gotowa na to, że w przypadku zwycięstwa, czy też zajęcia wysokiego miejsca jest jeszcze jeden etap, europejski na Białorusi. Okazało się jednak, że tam jadą drużyny, które zdobyły 3 miejsce. Zwycięzcy i wiceliderzy mają otwartą drogę do Stanów.

Zaraz po przyjeździe z Gdyni rozpoczęły się gorączkowe przygotowania do wyjazdu do Stanów. Nikt nie był na to gotowy. Pominę kwestię finansową, która spędza sen z powiek wszystkim w to zaangażowanym. Ważne kwestie wiążą się również z szybkim załatwieniem wizy, biletów, pilota po Stanach (z lotniska trzeba dojechać na kampus, na którym odbywa się konkurs). Przed wyjazdem trzeba również naprawić zużyte podczas wszystkich prób i występów kostiumy oraz rekwizyty. Część z nich trzeba zamienić. Niestety do samolotu nie zapakują przyczepki. Trzeba podzielić się ekwipunkiem i każdy z uczestników oraz trenerów przygarnie jakąś część do swojego bagażu. Na finałach w USA występy wszystkich uczestników są przedstawione po amerykańsku. Jest to również nie lada wyzwanie przetłumaczyć scenariusz z zachowaniem kontekstu i rymów. Zajmują się tym specjaliści. A Odyseusze trenują swoje role po angielsku. Również w domu, na prośbę mojego syna w domu rozmawiamy tylko po angielsku 🙂

Wszystko to dzieje się w bardzo szybkim tempie. Żeby się udało, żeby dopiąć na ostatni guzik. Wszak nikt nie spodziewał się takiego sukcesu.

Myślicie, że nie mam wątpliwości? Mam. Że nie mam obaw? Mam. Że się nie boję? Boję się.

Ale kto z nas – rodziców odebrałby taką szansę własnemu dziecku? Zamknął mu drzwi przed możliwością przeżycia tak wyjątkowej przygody, znalezienia się w innym świecie, wśród ludzi o innym języku, kulturze, stylu życia? Na specjalnie dla niego zorganizowanej ceremonii?

Dla każdego uczestnika sam udział w Odysei Umysłu jest ogromnym wyróżnieniem i nagrodą. Celem jest działanie, myślenie, wychodzenie poza utarte schematy, zmierzenie się z własnymi słabościami i ograniczeniami. A także możliwość pokazania swoich talentów i umiejętności. Zwycięstwo jest tylko wisienką na torcie.

Teraz pozostaje mi mieć nadzieję, że cały wyjazd zostanie dopracowany do ostatnich szczegółów, czego życzę sobie i innym rodzicom a nasze dzieci wrócą szczęśliwe i zadowolone z przeżycia najlepszej – jak dotąd – przygody swojego życia.

 

O Odysei Umysłu możesz poczytać tutaj:

http://odysejawledzinach.pl/

https://www.facebook.com/ledziny2017odysejaumyslu/?fref=ts

http://odyseja.org/

 

21 wątków z “Odyseja Umysłu okiem mamy.

  1. Pingback: Ameryka od kuchni czyli Odyseja Umysłu Okiem Mamy – part II – Mama na całego

  2. Woooow! To niesamowity konkurs. A etap w stanach to w ogóle fantastyczna rzecz. W dzisiejszych czasach żeby ludzie poradzili sobie w życiu i w nim zabłyśli trzeba być właśnie takim kreatywnym i nieprzeciętnym. Myślenie “out of the box” to nasza przyszłość. Super, że dzieciaki moga zostać dzięki Odysei pokierowani w tę właśnie stronę 🙂

    1. Dziękuję za budujące słowa. Przyznam, że kiedy ochłonęliśmy po sukcesie i zaczęły się przygotowania – wcale nie było łatwo. Teraz dzieciaki wreszcie mogą skupić się na opanowaniu roli po angielsku. Mają niezłą zabawę 🙂

  3. Ja dopiero ostatnio dowiedziałem się co to jest Odyseja i jak jest to fantastyczna idea. Zacząłem pomagać nawet jednej drużycnie na tyle na ile mogłem 🙂
    Im więcej takich wpisów tym więcej ludzi wie o tej inicjatywie. A im więcej ludzi wie tym lepiej, bo potrzebujemy wspierać kolejne pokolenie w byciu kreatywnymi i przedsiębiąrczymi 🙂

  4. Brawa, brawa, barwa!!!! Wielki jest Twój syn i Ty, że pozwalasz, motywujesz i pomagasz. Świat jest dla odważnych, a strach jest nieodłącznym jego elementem. Ale nagroda…. warta wszystkiego! Trzymam kciuki i życzę powodzenia!!

  5. Gratulacje dla syna! Ten konkurs jest naprawdę rewelacyjny. Swego czasu byłam au pair w Stanach Zjednoczonych i teraz dzieci, którymi się opiekowałam są już na tyle duże, że przez ostatnie kilka lat brały w nim udział odnosząc sukcesy.

  6. Fajna sprawa! I dla dziecka i dla rodzica, bo chyba każdemu zależy na na rozwoju najmłodszych? No i fajna wychowawczyni ❤️

  7. Świetny pomysł na mobilizację dzieci, a nie tylko internet i nowoczesność. Rozbudzanie kreatywności to naprawdę świetna sprawa szczególnie w tych teraz trudnych dla dzieci czasach.

  8. Wow !!!!!#! To jest coś, To Przygoda życia, na którą każdy czeka :). Nie Tylko dziecko, dla mnie też by to było coś Fascynującego. W ogóle ta cała akcja Odyseja Umysłu jest czymś niespotykanym, Bardzo kreatywnym, spontanicznym. Widzę z Twojego opisu że dzieci tym zyją, weszły w ten projekt cała swoją fantazją i sercem. Jestem pod ogromnym wrażeniem. I wysyłam im pozytywne Fluidy. Wszystko się uda Mamo na Całego :). Jesteś super matka że pozwalasz dziecku poznawać Świat……….

Skomentuj Sylwia z Młoda mama pisze Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *