Samodzielność.

To bardzo ważna cecha, którą warto obdarować dzieci od samego początku. Dać im szansę na samodzielne zaśnięcie, samodzielne odkrycie rączki czy nóżki oraz tego że niektóre rzeczy są ciepłe a niektóre zimne, jedne słone a inne słodkie.  Dobrze jest też pokazać dziecku, że samodzielnie może się pobawić, samodzielnie może zjeść, samodzielnie się ubrać  i  samo zorientować się, że chce mu się siku. Z czasem zakres samodzielności się zwiększa. Dziecko nie tylko potrafi samo zjeść, ale również przygotować sobie posiłek oraz po nim posprzątać. Nie tylko potrafi samodzielnie się ubrać, ale również samodzielnie wybrać ubranie i nawet je sobie wyprać czy wyprasować.

Tak sobie myślę, że to bardzo, bardzo istotne, żeby uczyć dzieci samodzielności, wspierać je w dążeniu do niej i przede wszystkim pozwolić im na nią a także paradoksalnie towarzyszyć w niej. 

Rozmyślając o tym, doszłam  do wniosku, że jest taki aspekt samodzielności, który jednak czasem warto odpuścić. Innymi słowy odłożyć na moment swoją konsekwencję, nie starać się usamodzielniać dziecka za wszelką ceną a na pierwszy plan wysunąć coś znacznie ważniejszego. Coś co może mieć wpływ na nasze życie. Wzajemną pomoc i troskę.

 

– Mamo – pyta syn przed wyjściem – odbierzesz mnie z angielskiego? Tak dziś zimno i pada.

– O nie, nie kochany – odpowiada mama – nie tak się umawialiśmy. Wiesz że musisz być samodzielny. Kto to widział, żeby wozić takiego dużego chłopca. Mówiłam Ci już tyle razy, że nie jestem taksówką i mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia w domu.

 

– Mamo – dzwoni synek ze szkoły – przywieziesz mi zeszyt do matmy, proszę? Zapomniałem totalnie go zabrać, a w środku jest ważne zadanie. Od niego zależy moja ocena na półrocze i udział w konkursie.

– O nie synku – odpowiada mama – zapomniałeś, to trudno. Musisz ponieść konsekwencje.  A następnym razem będziesz o tym lepiej pamiętał. To ci tylko pomoże się wreszcie usamodzielnić.

 

– Mamo – prosi córka – zrobiłabyś mi jakąś kolację? Jestem okropnie głodna a jeszcze tyle biologi mam do wkucia i zadania z matmy.

– O, nie nie córeczko – odpowiada mama – nie tak rozmawiałyśmy. Kolację robisz sobie sama, musisz być samodzielna. Wystarczy, że robię obiad a do kuchni łatwo trafisz i dobrze Ci zrobi przerwa.

 

– Gdzie idziesz mamo? – pyta córka – do pracy? Nie możesz ze mną zostać w domu, kiedy jestem chora i tak źle się czuję?

– Niestety kochanie – odpowiada mama – muszę iść do pracy. A ty już jesteś dużą dziewczynką i musisz być samodzielna. Poradzisz sobie.

 

Minęło wiele lat….

 

– Synu – dzwoni mama – możesz mnie dziś podrzucić do lekarza? Mam umówioną wizytę, a taka brzydka pogoda.

– Nie dam rady mamo – odpowiada syn – musisz sobie jakoś samodzielnie poradzić. Mam tyle spraw na głowie, że nie mogę się od nich oderwać, bo to dla mnie strata kilku godzin.

 

– Synku – dzwoni mama z sanatorium – będziesz dziś do mnie jechał? Mógłbyś mi przywieść trochę kawy, cukru i mleka. Mają tu okropną kawę, a moją zapomniałam wziąć ze stolika.

– Nie mamo – odpowiada syn – trzeba było o tym samemu pamiętać. Nie będę miał czasu jeździć do twojego domu, t am i siam. Mam tylko chwilę, żeby Cię odwiedzić, dużo roboty mnie jeszcze czeka.

 

– Córciu – prosi mama – zrób mi proszę herbaty – tak minie dziś nogi bolą, że nawet nie mam siły przejść do kuchni.

– Mamo – dopowiada córka – przecież to tylko herbata. Tyle rzeczy muszę jeszcze zrobić, a Ty mi jeszcze herbatę dorzucasz. Zrób sobie sama, dasz radę. Kuchnia przecież nie jest daleko.

 

– A co, ty już idziesz? – pyta mama – myślałam, że zostaniesz na kolacji.

– Niestety mamo – odpowiada córka – muszę iść. Obowiązki wzywają. Dasz sobie radę sama, nie jesteś przecież jeszcze taka stara…..

 

Być może to czarny scenariusz. Być może nasze dzieci zechcą nam pomagać na starość, nawet jeśli w ich dzieciństwie odmówiliśmy im pomocy, ze względu na to, że uznaliśmy, iż najważniejsze jest, by były samodzielne.

Ale….czy aby na pewno?

Trudności w relacjach często biorą się stąd, że  rodzice żyją w przekonaniu, że ich dzieci powinny wszystko robić samo – samo zasypiać, samo jeść, samo odrabiać zadania domowe, samo sprzątać pokój, samo opiekować się zwierzakiem czy ogródkiem, samo się bawić i ogólnie samo zająć się sobą. Myślą, że w ten sposób nauczą dzieci samodzielności. A tymczasem to prosta droga do samotności, nie samodzielności. Aby wspierać samodzielność dziecka trzeba towarzyszyć mu w tych czynnościach a często robić je razem z nim.

 

Obserwuję wiele rodzin i widzę, pewną zależność. To, jak rodzice traktowali swoje dzieci, ma wpływ na to, jak sami są traktowani przez nie na starość…

 

Świetnie oddaje to baśń, napisana przez słowackiego autora Pavola Dobsinsky pt. Historia o trzech groszach. 

Zapraszam do przeczytania, znajdziesz ją tutaj – klik.

Jeśli moje refleksje są Ci bliskie, zapraszam również na mój fanpejdż, który znajdziesz tutaj – klik. 

Zachęcam też do podzielania się w komentarzu, swoimi własnymi przemyśleniami na ten temat.

 

 

 

 

23 wątków z “Granice samodzielności.

  1. Pingback: Ten ostatni raz. – Mama na całego

  2. Pingback: Pięć cech potrzebnych do tego, by być dobrym* rodzicem. – Mama na całego

  3. Ja się doczekałam. Moja nastoletnia córka pyta “zrobić Ci herbaty” a czasem prosi “zrób mi kanapkę” czasem ja ją o coś proszę. Czasem odmawiam bo “jestem zajęta” a czasem ona odmawia.
    Jest samodzielna ale po prostu czasem lepiej smakuje zwykła kanapka zrobiona przez kogoś. Z miłością.

  4. Myślę, że w Twoim tekście nawet nie chodzi o samodzielność, ale o zwykłą, ludzką życzliwość, podanie ręki, pomoc, o okazaniem tym miłości. I tego jak najbardziej powinniśmy uczyć dzieci drobnymi gestami. 🙂

  5. Nie mam dzieci, ale chcę wierzyć, że będę je wychowywała tak żeby wyrosły na samodzielnych dorosłych, niezależnie czy na starość zrobią to samo dla mnie.

    1. Niestety, tego, co zrobią nasze dzieci, kiedy my będziemy już starzy nie da się przewidzieć, ani w żaden sposób “zaprogramować”. Sami też nie przewidzimy, czego będziemy potrzebować. W moim wpisie nie chcę pokazywać, że życie jest transakcyjną wymienną. Chodziło mi o coś zupełnie, zupełnie innego. Pozdrawiam.

  6. Twoje przykłady bardzo dały mi do myślenia. Trudno jest znaleźć mi balans, próbując nauczyć samodzielności trzylatki, która nie chce robić to, co świetnie potrafi. A to rodzi kłótnie. Mam nadzieję, że nie odbije się na przyszłości…

  7. Bardzo ważny temat. Dziękuję za ten wpis. Czasem troska rodzica zaczyna niebezpiecznie balansowac na linii wręczania i pozbawiania samodzielności.

  8. uczenie odpowiedzialności to ważna sprawa, ale zwykła życzliwość w rodzinie też ma miejsce. Dzieci czasem jej nadużywają, ale kiedy oddajemy im odpowiedzialność za ważne rzeczy w ich życiu, ale także uczymy empatii i zrozumienia dla innych, one w sposób naturalny nie nadużywają rodzica. Rozpoznają te sytuacje, kiedy pomoc rodzica jest potrzebna i wiedzą, że wtedy na rodzica można liczyć. Jako osoby dorosłe też chętnie pomagają rodzicom, ale potrafią powiedzieć nie.

  9. We wszystkim trzeba odnaleźć złoty środek. Ja byłam tą mamą, która, gdy miała czas to dowoziła te brakujące koszulki/zeszyty. Chęć niesienia pomocy procentuje, bo gdy byłam uzależniona od innych ludzi po bardzo poważnej operacji, mój syn bez proszenia mi pomagał. Otwierał mi drzwi, trzymał mi kule, pomagał mi ubierać skarpetki, a teraz zapina mi buty, bo nadal nie wróciłam do pełni sprawności.
    Traktujmy ludzi tak, jak chcemy, aby oni traktowali nas. A dziecko to też człowiek 🙂
    Uczmy dzieci konsekwencji i brania odpowiedzialności za ich działania, bo to bardzo ważne, byle w granicach rozsądku.

  10. Świetnie napisane. Dawne nie czytałam tak dobrego wpisu. Ludzie mylą samodzielność z brakiem wsparcia. Jak widać, granice są kruche. Nie wyobrażam sobie nie pomóc dziecku w takiej sytuacji.

  11. już gdzieś czytałam, że konsekwencja jest przereklamowana 😉 A tak serio, to rzadko sprawdza się pomysł, by sztywno trzymać się jakiejś koncepcji, w tym wypadku zasady uczenia samodzielności w życiu.
    Życie przynosi różne sytuacje, ale żyjemy w rodzinie, wśród bliskich sobie osób, dobrze gdy również życzliwych w podbramkowych sytuacjach (a nie obcych sobie, których łączy tylko adres zameldowania). Elastyczność i zdrowy rozsądek zawsze w cenie 🙂

  12. Prawda do przemyślenia, bo troszcząc się o nasze dzieci i dając im miłość, wierzę, że w odpowiednim momencie w ich sercach także zrodzi się ciepła myśl, w stosunku do nas. Kiedy nie ma w nas żalu do rodziców, inaczej są przez nas traktowani. Obserwując inne rodziny zauważyłam jak bardzo więź jest zależna od relacji. Jest tak, że każdy z nas otrzymując dobro, oddaje je po prostu z nawiązką. No dobra, czasami zdarzają się egoistyczne wyjątki, ale ja daje dzieciom prawdę i nie faworyzuję żadnego. Teraz lgną do mnie i mam nadzieję, że będą chciały ze mną posiedzieć na stare lata, gdy będę głucha i ślepa:)

    1. Nie do końca … ale faktycznie coś w tym jest 🙂 Nie chodzi tu o odwet, czy rewanż. To raczej dzieje się na poziomie nieświadomym 🙂

    1. Oczywiście. To zupełnie inne sprawy. W moim wpisie zwracam uwagę na wzajemną pomoc, nie wyręczanie, czy też na przykład usługiwanie 🙂

Skomentuj Matula Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *