Zastanawiam się dlaczego ta cała Ameryka wzbudza takie duże emocje. Dlaczego jest taka pożądana. Jednoczenie uwielbiana i nielubiana. Z jednej strony znamy słynny tekst Cezarego Pazury z filmu „Chłopaki nie płaczą” , który z dumą pyta i oznajmia: Byłeś w Stanach?…….no właśnie, a ja…….znam kogoś, kto był…” i z drugiej nucimy pod nosem piosenkę Seweryna Krajewskiego i jej wpadający w ucho refren: „Taka Ameryka, plastikowa kicha, zaszkodzić nam może, chroń nas dobry Boże”.

Może to dlatego, że coś co jest trudno dostępne a dla nas niezmiernie, chociażby przez przejście długiego, żmudnego i drogiego procesu otrzymania wizy jest takie atrakcyjne?

Zorganizowanie wyjazdu do USA dla 10 – cio osobowej grupy w szybkim terminie, jakim był miesiąc, nie było wcale łatwe. Zdobycie wiz, biletów na samoloty, zorganizowanie pobytu na miejscu w dniach poza konkursem  wymuszało na nas podejmowanie szybkich decyzji.   Dużą pomocą było tu skorzystanie z usług biura podróży, które zajmuje się takimi wyjazdami. Dzięki temu zdobyliśmy bilety samolotowe, których cena nie puściła nas z torbami i miejsca noclegowe poza Kampusem . Biuro wynajęło również samochód, którym grupa poruszała się po Stanach oraz zaplanowało miejsce do zwiedzania. Zdobycie wiz dla każdego uczestnika nie było dużym problemem. Otrzymali ją w trybie przyspieszonym, związanym z bliskim terminem konkursu, czyli konkretnym, wiadomym celem.

Koniec końców pojechali, wystąpili, zdobywając 10 miejsce w swojej kategorii , wrócili zadowoleni i – jak przepuszczam – uznali swój wyjazd za największą – dotychczasową ma się rozumieć – przygodę swojego życia.

Wszystko, co tu opisuję wiem od uczestników wycieczki – przede wszystkim mojego syna, ale również pozostałych Odyseuszy i ich trenerek a także od Pana Tomka z biura podróży, które było organizatorem wycieczki. Nie chcę Was zanudzać cudownymi wspomnieniami, typu, tu byliśmy, to widzieliśmy. Piszę o tym, co ich zaskoczyło, zdziwiło i najbardziej utkwiło w pamięci.

 

– Ameryka jest trochę przereklamowana.

Może wydawać się, że w Ameryce wszystko jest super, że przypomina tę, którą znamy z filmów.  Kiedy słuchałam opowieści o wysokich, nowoczesnych budynkach, na które można wjechać windą i podziwiać bezkres wielkich miast przez szklaną podłogę (jak np. Chicago lub Nowego Jorku), mając je przed sobą, jak na dłoni poczułam się, jak w bajce. Amerykanie potrafią pokazać to, co mają niesamowitego i fantastycznego, a także  ukryć, to, co jest zwykłe i szare. Podobno Chicago jest bardzo brudne. Roi się też w nim od żółto-niebieskich, biało-niebieskich i żółtych taksówek, których jest więcej niż zwykłych aut oraz od żebraków.

 

– W Ameryce „wszystko” jest duże.

No, może nie wszystko, ale wiele. Sam kraj jest przecież ogromy a nasza odległość od gór po morze (ok 800 km) to dla nich blisko. Znane są nam z filmów również wysokie drapacze chmur, szerokie drogi i większe, niż u nas samochody. Mają też duże mosty, bilbordy, sklepy, duże góry jedzenia, pomniki i sami są duzi. Ot….taki kraj.

 

– Amerykanie to normalni ludzie.

Podobno Amerykanie są zupełnie normalnymi ludźmi. Ani nie są bardziej otwarci, ani bardziej sympatyczni ani bardziej nastawieni na sukces z tym swoim „Yes, you can” czy „You go girl/boy”, niż my. Równie często potrafią się obrażać i strzelać focha, gdy im się coś nie podoba oraz uśmiechać się i być pomocni, gdy mają na to ochotę. To, co ich wyróżnia to to, że są duzi (grubi alias szerocy), choć oczywiście nie wszyscy i częściej niż u nas można tam spotkać Murzyna. W dodatku są długo aktywni zawodowo. Na Kampusie, na którym przebywali  Odyseusze większość osób, z tak zwanej obsługi była w wieku, który u nas można nazwać „przedemerytalnym”.

 

– Amerykanie produkują dużo jedzenia.

Legendy o plastikowym jedzeniu serwowanym w Ameryce okazały się nieprzesadzone. Na kampusie serwowali ichniejsze pankejksy, makarony, tosty, frytki – wszystko to miało smak, który mój syn skwitował: „mamo, nie wiem, jak Ci to opisać….nie wiem, co jest gorsze”…i tylko pogłos niesmaku pozwolił mi się zorientować, że przez cały pobyt na Kampusie żywił się Coca Colą, która akurat wszędzie ma taki sam smak.  Czasem można też było zaserwować sobie hamburgera z kupą.

Jedzenia w Ameryce nie brakuje a ponadto na kuchni nic nie może się zmarnować. Poranny bekon staje się kiełbaską na kolację a marchewka z groszkiem w środę jest tą samą marchewką w czwartek, tyle, że bez groszku. Brokuł smakuje bardziej brokułowo, niż u nas, bo to amerykański brokuł. I każdy posiłek dla poprawienia smaku można sobie doprawić słynnym syropem klonowym. Ale które dania smakowały lepiej, te z syropem, czy te bez – nie wiadomo.

Poza kampusem jedzenie było bardziej jadalne.  Najczęściej wybierali pizzę, hamburgery, kebaby (amerykańskie chyba) i frytki. Schabowego z ziemniakami nie znaleziono…

 

– W Ameryce wiewiórki biegają w parku zupełnie, jak u nas gołębie.

Są ich całe stada. I nie są to takie same wiewiórki, jak te, które występują u nas, czyli rude z długim ogonem. Nie są też czarne jak te, które można spotkać na południu Europy. Amerykańskie wiewiórki są mniejsze, mają krótsze ogonki, są raczej szaro-brązowe i mają ciemną pręgę na futerku wzdłuż kręgosłupa.  Można je z łatwością karmić, gdyż chętnie zbliżają się do ludzi. To po prostu Chip i Dale oraz ich kompani 🙂

 

– W Ameryce jest ciekawe budownictwo.

Amerykańskie domy nie przypominają kontenerów z dachem i oknami. One są kontenerami, choć oczywiście nie wszystkie. Okien nie da się uchylić, można je otwierać na oścież w bok lub w górę.

Baterie prysznicowe są na korbkę. Trzeba nią zrobić obrót o 400 stopni (czyli jeden cały obrót i trochę) aby uzyskać ciepłą wodę.

W gniazdkach elektrycznych w Ameryce płynie prąd o napięciu 110-120V i częstotliwości 60 Hz. Dlatego też, aby móc używać elektronicznych sprzętów przywiezionych z Europy (np. naładować telefon) trzeba skorzystać ze specjalnego adaptera, zwanego inaczej przejściówką (u nas pływnie prąd 220-230V i częstotliwości 50 Hz). Ponadto polska wtyczka wygląda zupełnie inaczej, niż amerykańska, która ma dwa prostokątne bolce. Europejskiej wtyczki w żaden sposób nie dałoby się podłączyć do amerykańskiego gniazdka. Co ciekawe – taki adapter znajdował się w wyposażeniu każdego pokoju na Kampusie.

Amerykańskie łóżka (te na Kamusie) są bardzo wysokie. Aby na nie wejść, trzeba było się wdrapać, gdyż drabinka nie była standardowym wyposażeniem dołączonym do łóżka.

Łazienka, która była do dyspozycji dwóch pokoi można było zamknąć tylko od strony pokoju. Dlaczego od strony łazienki – co wydaje się oczywiste – nie można było tego zrobić – nie wiadomo.

Amerykanie nie mają płotów. Wydawać by się mogło, że to dlatego, że są tacy otwarci i przyjaźni dla innych i nie chcą się sztucznie odgradzać od sąsiadów. Nic bardziej mylnego. Podobno brak płotów jest skutkiem nieprzypadkowych przepisów, które każą uzyskać specjalne pozwolenie na zbudowanie płotu. A uzyskać owo „pozwolenie” jest bardzo trudno.

W większości obiektów w Ameryce można znaleźć specjalne kraniki z tryskającą do góry wodą. Każdy, kto poczuje pragnienie może się tej wody napić. Widać w ten sposób Amerykanie zachęcają do picia wody a ich woda z kranu nadaje się do picia (pewnie jest czysta).

 

– W Ameryce są spłuczki inne niż w Europie

Charakterystyczną cechą amerykańskich spłuczek jest to, że w przeciwieństwie do naszych – tamte zachowują stale wysoki poziom wody w toalecie. W momencie spłukiwania poziom wody się obniża, po czym ponownie wraca do swojego, wysokiego poziomu.  U nas, jak zwróciłam uwagę wcześniej jest zupełnie odwrotnie ?

 

No dobra. Napisałam, co wiedziałam. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zweryfikować te wszystkie fakty, którymi się tutaj w Wami podzieliłam. Jeśli masz jakieś pytania lub sugestie – napisz a my na pewno odpowiemy.

A może i TY byłaś / eś w Ameryce lub wiesz coś ciekawego na jej temat.

Podzielisz się z nami w komentarzu?

Na zakończenie przypominam, że wciąż można oglądać zdjęcia z tej wyprawy na stronie: www.odysejawledzinach.pl. Gorąco Was do tego zachęcam.

Nasi Odyseusze widzieli:

Amerykę z lotu ptaka ( z samolotu 🙂 ) , Chicago, min, polską dzielnicę w Chicago,Willis Tower, gdzie dojechali do 94 piętra,  jezioro Michigan, które jest wielkie, jak morze, amerykańskie drogi i krajobrazy między Chicago a Michigan, oraz między Chicago a Wodospadem Niagara, Michigan State University Lansing, gdzie odbywał się konkurs, uczestniczyli tam również na warsztatach NASA, Michigan i okolice, Zoo, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Muzeum Amerykańskiego footballu, wodospad Niagara od strony USA i Kanady.

Zapraszam również tutaj  i tutaj

9 wątków z “Ameryka od kuchni czyli Odyseja Umysłu Okiem Mamy – part II

  1. Ameryka owiana jest jakimś tajemniczym mitem cudowności i wielkiego dobrobytu 😉 Tymczasem jest to kraj jak każdy inny ze swoimi plusami i minusami.

  2. Zupełnie nie ciągnie mnie do USA. Uwielbiam Europę. Wydaje mi sie ze aby poczuc atmosferę Stanów trzeba tam byc miesiąc, dwa i spróbować się wtopić w otoczenie. Tak na pierwszy rzut oka trudno odnależć to co kochają Amerykanie w swoim kraju

  3. Ameryka, chętnie bym odwiedziła, jak i wiele krajów. Trzeba marzyć, może kiedyś marzenia się spełnią :).

  4. Byłam w Nowym Yorku zanim zostałam mamą…emocje mam mieszane. Manhattan bez dwóch zdań robi piorunijące wrażenie, ale cała reszta…? Chyba jednak nie dla mnie. 😉

  5. Monia, bardzo ciekawy wpis. Przeczytałam jednym tchem 🙂 Wiesz… Amerykę lansuje się od wielu lat. Tak to już jest – polityka wyznacza często trendy. Z tym pożądanym wizerunkiem jest trochę jak ze sprzątaniem na szybko – lecisz ze szmatką tam, gdzie widać. Nie zaglądasz pod szafę, komodę, nie podnosisz popierdółek… W Stanach eksponuje się właśnie te piękne, wypacykowane miejsca, a wstydliwe, przykurzone i nieciekawe po prostu przemilcza. Ponieważ jedynie część osób może zweryfikować rzeczywistość, to niestety większość żyje tym mitycznym rajem na ziemi. Poza tym jest rzeczywiście tak, jak mówisz – nieznane, dalekie zawsze wydaje się cudowne.

Skomentuj Anika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *