Opowiem Wam pewną historię.
Jakiś czas temu byłam świadkiem zdarzenia, które miało miejsce w progu drzwi do przedszkolnej sali. 5,5-letni chłopiec, przedszkolak, który potrzebuje bardzo dużo czasu, aby oswoić się ze zmianą, na widok innej pani, niż jego rozpłakał się. Nauczycielka, która w tym dniu zastępowała Jego Panią widząc płacz dziecka, powiedziała prosto do niego: „o, co za beksa!”. Na to on, oczywiście rozpłakał się jeszcze bardziej. Ona, przekonana o słuszności swoich metod rzekła na to: „co za dzidziuś tak płacze”. Chłopiec na te słowa zaczął jeszcze bardziej płakać. Nauczycielka zmieniła front i zaatakowała z innej strony: „to wstyd tak płakać”…
Trwało to tak krótko, że matce dziecka, czyli mnie zdążyła tylko opaść szczęka. W tym momencie „dyskusji” ocknęłam się i jedyne, co mi przyszło do głowy to oderwać nauczycielkę od mojego syna (chciałam zadbać o jej komfort, żeby się źle nie poczuła, jak się okazało niepotrzebnie) i powiedziałam do niej, żeby nie śmiała się z dziecka, ponieważ tylko to przyszło mi wówczas do głowy. Na to ona odparła, że się nie śmieje i rzuciła kolejnym kluczowym argumentem, który on również usłyszał: „to jest duży chłopak, nie powinien tak płakać”.
Zdarzenie to skończyło się tak, że wróciłam z dzieckiem do szatni a nauczycielka zamknęła nam drzwi przed nosem. Po jakimś czasie, kiedy siedziałam z nim na ławce zastanawiając się, co robić otworzyła te drzwi i jakimś cudem z bólem mojego i jego serca znalazł się w sali przedszkolnej.
Dlaczego dzielę się tym osobisty przeżyciem? Chciałam Wam powiedzieć, co zrobiła nauczycielka przedszkola.
W jednej krótkiej chwili przelała w moje dziecko trzy toksyny, jakie uderzają w poczucie wartości dziecka:
czytaj dalej